Któregoś dnia od jednego z naszych Klientów, usłyszeliśmy następujące pytanie – „skąd pomysł na nazwę waszej firmy? Włamywacz.pl to dość dwuznaczna propozycja nieprawdaż?”. Nasza odpowiedź „my się przecież wielokrotnie musimy włamywać tyle, że legalnie i za pozwoleniem samego właściciela”, choć równie dwuznaczna, wystarczyła, by zaspokoić ciekawość zainteresowanego. Bardzo lubimy naszą pracę i kontakt z ludźmi, czasami jednak przytrafiają nam się tzw. skomplikowane relacje. Na szczęście równie często zdarzają się sytuacje zabawne, które chętnie wspominamy. Ponieważ nasze pogotowie zamkowe funkcjonuje na rynku już długi czas, ciekawych historyjek uzbierało się co niemiara. Zdecydowaliśmy się podzielić z Państwem dwiema, które wyjątkowo głęboko zapadły nam w pamięć. Przyjmując zlecenie na awaryjne otwieranie samochodu, nie wiemy z kim mamy do czynienia. Każdego Klienta obsługujemy profesjonalnie, wierząc w jego dobre intencje. Jadąc na interwencję awaryjnego otwierania samochodu, tym razem, to my zostaliśmy wystawieni na próbę naszej uczciwości. Ale do rzeczy...
Nasz serwisant zjawił się punktualnie na wyznaczonym przez Klienta parkingu w centrum miasta. Po krótkiej analizie sytuacji, zabraliśmy się za otwieranie zatrzaśniętych drzwi w nowiutkim Audi Q7. Klient-biznesmen, całkowicie pochłonięty swoją służbową rozmową telefoniczną, odszedł od nas na „bezpieczną odległość”, a my niczego nie świadomi wykonywaliśmy dalej swoją pracę. Po kilku minutach intensywnych działań, obok nas, zatrzymał się policyjny radiowóz. Ku naszemu wielkiemu zdziwieniu funkcjonariusze oczekiwali od nas wyjaśnień, wylegitymowali nas ze wszystkich posiadanych pozwoleń. Dopiero po chwili właściciel-biznesmen, zorientował się w sytuacji i przybył wyjaśniać, iż działamy legalnie i to na jego prośbę awaryjnie otwieramy jego osobiste auto.
Przy historii tej nasuwa nam się pewna refleksja – budzimy zainteresowanie, wśród wielu osób. Nie dziwmy się, praca obok zaparkowanego samochodu, oklejonego napisem włamywacz.pl może zaintrygować.
Kolejną naszą perełką wśród branżowych historii jest nocny wyjazd interwencyjny do mieszkania na jednym z osiedli bloków wielorodzinnych. Krótko po przyjeździe pod wskazany adres i podjęciu się awaryjnego otwierania mieszkania, zostaliśmy „zaatakowani” przez czujnego kolegę-sąsiada. Zanim zdołaliśmy wytłumaczyć cel naszego działania - czyli pomoc właścicielowi, który nie mógł wyjść z mieszkania ponieważ zepsuł się zamkek – usłyszeliśmy kilka „miłych” słów rzucanych jadowicie w naszym kierunku.
I ta opowieść posiada dobre zakończenie, przywraca także wiarę w ludzi. Pomimo zablokowanej wkładki, nocnej eskapady naszego pogotowia ślusarskiego, właściciel zatrzaśniętych drzwi dowiedział się, że są one zabezpieczane przez straż sąsiedzką.
Komentarze (0)
Brak komentarzy. Bądź pierwszy!